Christus Rex

Wołałem „ Niech żyje król „
Gdy przejeżdżał w wystawnym orszaku
Pełno ludzi, ciekawskich tłum
Gapiów, dzieci
I On na rumaku
Rumak potknął się
Zachwiał się król
Jakiś zamach w powietrzu wykonał
A do moich utkwionych stóp
Potoczyła się złota korona
Orszak przemknął został pył i kurz
I stanąłem nad nią zdziwiony
Taki blask, światło, zapach róż
Roztaczały się z tej korony
I podniosłem ją
Włożyłem na głowę
Ból poczułem co przeszył mi skronie
Nie wiedziałem ,że tak trudno jest żyć
W tej cudownej królewskiej
Koronie
Resztką sił dobiegłem do domu
Ból rozrywał mi czaszkę na strzępy
I spojrzałem do lustra, a z niego
Wyjrzał ktoś szczerze tak uśmiechnięty
Spojrzał na mnie z ogromną miłością
Oczy pełne bezmiaru współczucia
Miał na głowie cierniową koronę
Po policzku spływała krwi strużka
I patrzyłem w zachwycie i bólu
Serce me nabrzmiewało z miłości
A ja lustra i siebie pytałem
Który z nas jest królewskiej godności?
Gdzie jest On, a gdzie ja?
Z której strony?
Czy jesteśmy podobni do siebie?
Czy nosimy te same korony?
Czy On tu jest
Czy ja jestem w niebie?

Previous
Previous

Stwórca i stworzony