Wizyta

Przyszedł nie zaproszony 
Trzasnął drzwiami 
Się rozsiadł 
Powiedział 
Że mnie nie kochasz 
Wszystkie winy przypomniał 
Wyśmiał ,że to nie mądre 
Że ciagle Tobie wierzę
Brzmiał bardzo prawdziwie 
I szczerze 

Zamarłem zaskoczony 
Z takiej nagłej wizyty 
Byłem pewien ,że wszystkie 
Drzwi zamknięte były 
On uśmiechnął  się lekko 
Tak z politowaniem 
Powiedział, że dłużej 
Zostanie 

Odwróciłem się cicho 
Popatrzyłem 
Na Ciebie
Zawieszony na krzyżu 
Między ziemią, a niebem 
Spod cierniowej korony 
Spoglądałeś mi w oczy 
Twe serce pękało 
Z miłości 

Upadłem na kolana 
I zalałem się łzami 
To ja Cię tak skrzywdziłem 
Moimi grzechami
A Ty bez słowa skargi 
Za mnie
Umierałeś 
I wszystko mi znów przebaczałeś 

Gdy się z kolan podniosłem 
Spostrzegłem że go nie ma 
Nie słyszałem jak wyszedł 
Chyba się pogniewał 
Odetchnąłem szczęśliwy 
Nie chcę takich gości 
Co drwią z Ciebie 
I Twej Miłości 

Previous
Previous

Wrogowie

Next
Next

Oskarżyciel